Na obrzeżach Gniezna, w miejscowości Imielno, w altanie na ogródkach działkowych żyje czteroosobowa rodzina. Warunki są trudne, brak kanalizacji, problemy z ogrzewaniem i dostępem do opieki medycznej. Ale najtrudniejsze są choroby, które dotknęły wszystkich członków rodziny. Ich sytuacja pokazuje dramatyczną lukę w systemie pomocy społecznej.
GOPS przyznał rodzinie m.in. talon na paczkę z Caritasu, po którą pani Magdalena musiała jechać sama.
– Trzy tygodnie prosiłam by inaczej odebrać i nic. 8 lipca pojechałam tam na ostatnich nogach. Owszem, dostaliśmy makarony, olej i mleko, ale ile mnie to kosztowało zdrowia, to tylko ja wiem. 8 byłam po paczkę, a 10 lipca wylądowałam na SOR-ze, dusząc się – opowiada pani Magdalena.
Życie między chorobą a bezradnością
Pani Magdalena od lat opiekuje się dwojgiem dorosłych dzieci cierpiących na porażenie mózgowe, epilepsję, niedoczynność tarczycy oraz zaburzenia lękowe. Sama również zmaga się z poważnymi problemami zdrowotnymi – lekarze podejrzewają u niej nowotwór. Mąż, po przebytym zawale, nie jest w stanie pracować ani udzielać wystarczającego wsparcia.
Każdy dzień to walka – o leki, o jedzenie, o możliwość dotarcia do lekarza. „Nie mam jak sama pojechać z córką do specjalisty, a transport medyczny nie przysługuje. Czuję się bezsilna” – mówi pani Magdalena.
Biurokracja zamiast pomocy
Rodzina wielokrotnie zwracała się o wsparcie do instytucji publicznych. Jednak zamiast realnej pomocy, napotykali na bariery formalne. Wnioski o świadczenia często pozostawały nierozpatrzone lub kończyły się odmową. Szczególnie bolesne okazało się odrzucenie wniosku o asystenta osoby niepełnosprawnej, co w praktyce oznacza, że cała opieka spada na schorowaną matkę.
Dopiero interwencja sąsiadki oraz nagłośnienie sprawy w mediach skłoniły gminne instytucje do reakcji. Gminny Ośrodek Pomocy Społecznej przyznał zasiłek celowy specjalny na dwa miesiące i skierowanie do programu żywnościowego Caritas. Obiecano też dodatkowe wsparcie – m.in. pomoc prawną i możliwość korzystania z transportu w ramach projektów dla seniorów.
Kropla w morzu potrzeb
Choć decyzje urzędników przyniosły rodzinie chwilową ulgę, trudno mówić o rozwiązaniu problemu. Pomoc jest doraźna, tymczasowa i nie uwzględnia faktu, że sytuacja rodziny ma charakter przewlekły i nie poprawi się z dnia na dzień.
Eksperci zwracają uwagę, że systemowe wsparcie osób z wieloma schorzeniami i niepełnosprawnościami wciąż jest niewystarczające. Brakuje koordynacji między instytucjami, a opieka często opiera się na doraźnych decyzjach zamiast długofalowych programów.
Co można zrobić?
Sprawa z Imielna to nie jednostkowy przypadek. W całej Polsce żyją rodziny, które zmagają się z podobnymi dramatami. Rozwiązaniem mogłyby być:
łatwiejszy dostęp do asystentów osób niepełnosprawnych,
rozwój usług opiekuńczych i transportowych w gminach,
uproszczenie procedur biurokratycznych,
stabilne wsparcie finansowe i prawne.
Organizacje pozarządowe, takie jak Caritas, Fundacja Pomocy Dzieciom czy lokalne stowarzyszenia, często przejmują rolę państwa. Ale bez trwałych rozwiązań systemowych sytuacja rodzin takich jak pani Magdaleny nie ulegnie poprawie.
Ludzie nie mogą czekać
Historia tej rodziny to dramat, który obnaża słabość polskiego systemu wsparcia socjalnego. Chorzy, pozbawieni sił i perspektyw, nie mogą czekać na długie procedury. Potrzebują pomocy tu i teraz.
„Nie proszę o luksusy. Chcę tylko, żeby moje dzieci miały opiekę, a ja żebym mogła spokojnie pójść do lekarza” – mówi pani Magdalena. To głos, którego państwo nie może ignorować.