Aktor znany z głównej roli Massimo w filmie „365 dni” ostro wypowiedział się na temat koronawirusa. Miał wiele do powiedzenia choćby ze względu na to, że pochodzi z Melegnano – Włoskiego regionu Lombardia, który jest epicentrum choroby w kraju. Michele Morrone jest bardzo zdenerwowany obecną sytuacją.
Koronawirus rozprzestrzenia się w zastraszającym tempie. Włochy zajmują drugie miejsce w Europie jako kraj z największą ilością osób zarażonych COVID-19. Nic więc dziwnego w tym, że Michele Morrone jest tym wstrząśnięty i puszczają mu nerwy. Aktorowi ciężko jest się stosować do obecnych zakazów, które Włochy jeszcze bardziej zaostrzyły. Martwi się również o zdrowie swoich najbliższych.
Michele Morrone nieco ponad półtora roku temu był w głębokiej depresji po rozwodzie z żoną. Los się do niego uśmiechnął, a swoją ciężką pracą udało mu się dostać rolę w filmie „365 dni” – który powstał na podstawie książki Blanki Lipińskiej o tym samym tytule. Mimo dobrze zapowiadającego się roku aktor znów przeżywa ciężkie chwile.
Michele Morrone ma dość
Zarówno nagrania, jak i premiera filmu przebiegła pomyślnie. Film zebrał w kinach tysiące widzów, którzy z zachwytem wpatrywali się w Massimo. Jednak w głowie Michele kryły się obawy i stres związany z tym co dzieje się w jego rodzinnym kraju.
Jak donosi onet.pl Włoch zamieścił na Instagramie emocjonalny wpis wraz z nagraniem na którym wściekły opowiada o swoich poglądach na temat wirusa. Dziś owego filmu już nie znajdziemy, prawdopodobnie został usunięty przez samego Michele Morrone. Wkurzony Włoch nie przebierał w słowach, z jego ust mogliśmy usłyszeć między innymi:
„Nie możemy wychodzić z domu? Okej. P…ć koronawirusa!”.
Po czym pod koniec filmu pokazał środkowy palec i zaczął ćwiczyć.
Zapewne miał być to swojego rodzaju protest, spuszczenie emocji. Włosi są bardzo towarzyskimi i spontanicznymi ludźmi, a przez aktualne zakazy czują się niczym w zamknięci w klatce.