13-miesieczny Filipek zmarł w szpitalu. Rodzice obwiniają personel… Kto tu zawinił?

0
1635

Tragiczne wydarzenia z udziałem 13-miesięcznego chłopca zbulwersowały opinię publiczną. Dziecko zmarło, a rodzice wskazują na zaniedbania ze strony służb medycznych jako główną przyczynę tragedii. Sprawa wzbudza ogromne emocje, a pytania o odpowiedzialność i jakość opieki zdrowotnej stają się coraz głośniejsze.

Dwa tygodnie temu w Kielcach doszło do niewyobrażalnej tragedii, która wstrząsnęła lokalną społecznością i całym krajem. Zmarł 13-miesięczny Filipek Furmański, który dzień przed śmiercią wydawał się być w pełni zdrowym i radosnym dzieckiem. Rodzice są zdruzgotani i wciąż nie potrafią zrozumieć, jak mogło dojść do tak dramatycznego finału.

Rodzice Filipka przeżywają niewyobrażalny ból. Nie mogą zrozumieć, jak to możliwe, że ich dziecko, które jeszcze dzień wcześniej było pełne życia, tak szybko odeszło.

„Jesteśmy wdzięczni za zaangażowanie lekarzy w Staszowie, ale nie możemy zaakceptować tego, co działo się później. Chcemy wiedzieć, co poszło nie tak i dlaczego nie udało się uratować naszego synka” – mówi ojciec Filipka.

Nagła Zmiana Stanu Zdrowia Filipka 

Sprawa została zgłoszona do odpowiednich organów, które prowadzą obecnie postępowanie mające na celu wyjaśnienie okoliczności zdarzenia. Rzecznik służb medycznych zapewnia, że wszelkie procedury zostaną szczegółowo przeanalizowane.

„Śmierć tak małego dziecka to ogromna tragedia. Wyrażamy współczucie dla rodziny i zobowiązujemy się do pełnego wyjaśnienia tej sprawy” – powiedział przedstawiciel pogotowia.

Ból i Pytania Bez Odpowiedzi

Rodzice Filipka, w głębokiej rozpaczy, wciąż zastanawiają się, co poszło nie tak. Matka chłopca podkreśla, że dziecko nigdy wcześniej nie miało poważnych problemów zdrowotnych. „Filipek był naszą radością, pełnym życia dzieckiem. Jak to możliwe, że już go nie ma?” – pyta zrozpaczona kobieta.

Filipek Furmański z miejscowości Strzegom pod Staszowem dwa tygodnie temu, 7 listopada rano, nagle źle się poczuł. Miał problemy z oddychaniem, więc jego mama natychmiast zawiozła go do przychodni w Rytwianach.

– Kiedy podeszliśmy pod gabinet lekarski, Filipek zaczął mieć tak jakby odruchy wymiotne. Ja go odwracam, a on jest cały siny. Był tak siny, że to jest nie do opisania – powiedziała ze łzami w oczach mama chłopca, Ilona Furmańska, cytowana przez serwis echodnia.eu.

Po zaobserwowaniu nagłego pogorszenia stanu zdrowia Filipka, rodzice natychmiast szukali pomocy. Dziecko zostało przewiezione do szpitala w Staszowie, gdzie, jak podkreślają rodzice, personel zareagował błyskawicznie i profesjonalnie. Przeprowadzono szczegółowe badania, a lekarze robili wszystko, co w ich mocy, aby ustabilizować stan chłopca.

„W Staszowie widzieliśmy ogromne zaangażowanie i profesjonalizm. Wydawało nam się, że nasz synek ma szansę” – wspomina ojciec dziecka.

Pielęgniarka z karetki odmówiła zabrania chłopca

Niestety, lekarze ocenili stan Filipka jako bardzo ciężki. W związku z tym podjęto decyzję o przewiezieniu chłopca na Oddział Intensywnej Terapii Dziecięcej w Świętokrzyskim Centrum Pediatrii w Kielcach i tu zaczęły się schody…

Karetką przyjechała pielęgniarka, która gdy zapoznała się ze stanem, w jakim znajdował się chłopiec, odmówiła przewiezienia go. Obawiała się, że dziecko może nie przeżyć drogi, a nie było z nią lekarza. Tu rodzi się pytanie – czemu jakiś lekarz ze Staszowa nie mógł jechać razem z nimi?

Rozpoczęła się dramatyczna walka o przewiezienie dziecka do Kielc (między Staszowem a Kielcami jest mniej niż godzina drogi samochodem). Po chwili okazało się, że ma być do tego celu wykorzystane Lotnicze Pogotowie Ratunkowe, a po kolejnej chwili – że jednak nie pozwalają na to warunki pogodowe.

– Nie było wiatru, nie było zamieci śnieżnej, nie było deszczu, była jedynie delikatna mgła” – twierdzą rodzice Filipka.

Następnie wezwano specjalną karetkę dla dzieci w ciężkim stanie, ale okazało się, że chłopczyk nie zmieści się do inkubatora, więc i ten transport odpadł.  W końcu po dziecko wróciła pierwsza karetka, wciąż z jedną pielęgniarką.

– Zasugerowaliśmy pani doktor, która była na oddziale, aby wezwała Lotnicze Pogotowie Ratunkowe, dlatego pani doktor zwolniła naszą karetkę. Po paru minutach okazało się, że LPR nie może lecieć, ponieważ pogoda jest nielotna, a więc ja kazałam im natychmiast zawrócić pod szpital i poprosić lekarza anestezjologa, aby to dziecko ocenił. Lekarz zszedł, powiedział, że dziecko wymaga transportu z lekarzem. W takich sytuacjach rozporządzenie ministra zdrowia mówi, że transport międzyszpitalny to ratownik medyczny lub pielęgniarka systemu, natomiast jeśli jest potrzebny transport z lekarzem, to lekarza zapewnia już szpital zlecający – mówi Solnica.

Filipek zmarł w szpitalu po kilku godzinach

Według relacji rodziców, problemy zaczęły się w momencie, gdy Filipka transportowano do Kielc. Choć szczegóły transportu medycznego nie zostały jeszcze wyjaśnione, rodzice podkreślają, że sytuacja nie była tak sprawna, jak oczekiwali. Przejazd miał być opóźniony, a działania podejmowane w czasie transferu nie przynosiły oczekiwanych efektów.

„Czas grał na niekorzyść naszego synka. Każda minuta była na wagę życia” – mówi zrozpaczona matka Filipka.

Po przyjeździe do Kielc okazało się, że stan dziecka był już krytyczny. Mimo wysiłków lekarzy nie udało się uratować chłopca. Rodzice twierdzą, że procedury w Świętokrzyskim Centrum Pediatrii pozostawiały wiele do życzenia. Po 4,5 godziny od przyjęcia, Filipek zmarł.