Tomasz Lis regularnie komentuje polityczną rzeczywistość na Twitterze. W jednym z ostatnich wpisów odniósł się do żenującej sceny, jaką odegrał w jednym z nadwiślańskich lokali Rafał Trzaskowski. Nie pochylił się jednak nad winą prezydenta Warszawy.
Rafał Trzaskowski krzyczał do DJ-a jednego z warszawskich barów: – To jest moje miasto! Zmień tę muzykę. Na opozycji nikogo to jednak nie oburzyło. Tym bardziej, że „Gazeta Wyborcza” od razu skomentowała sprawę i wytłumaczyła tym, którzy mieli wątpliwości, że nie było to bucowate zachowanie prezydenta stolicy, a „wykazanie się luzem i dystansem”.
Wątpliwości nie ma również Tomasz Lis. Rzecz jasna, redaktor naczelny „Newsweeka” uważa, że problem tradycyjnie wyolbrzymiły prorządowe media. W serwisie Twitter czytamy, że podobny apel Rafał Trzaskowski powinien wystosować do kogoś innego.
Tomasz Lis: Trzaskowski pomylił adresy
– Trzaskowski pomylił adres. O zmianę repertuaru trzeba prosić dj-a, ale tego najważniejszego, z Nowogrodzkiej . – Zmień płytę, gościu, bo to jest mój kraj – napisał na Twitterze Lis.
Tradycyjnie zatem dziennikarze wspierający opozycję nie dostrzegają niczego złego w żenujących zachowaniach ludzi, którym są przychylni. Natychmiast jednak przekierowują na uwagę na polityków Prawa i Sprawiedliwości. Tomasz Lis jest w takim obracaniu kota ogonem mistrzem.
Trzaskowski pomylił adres. O zmianę repertuaru trzeba prosić dj-a, ale tego najważniejszego, z Nowogrodzkiej . – Zmień płytę, gościu, bo to jest mój kraj.
— Tomasz Lis (@lis_tomasz) September 15, 2020
Gdyby jednak spojrzeć na sprawę naprawdę obiektywnie, gołym okiem widać na nagraniu, że Rafał Trzaskowski chce rządzić prywatnym lokalem i rozstawiać wszystkich po kątach, gdyż jest prezydentem miasta i „to jest jego miasto”. Aż wierzyć się nie chce, że tak ewidentne przejawy bycia bufonem, nadużywania władzy i pogardzania ludźmi, ktoś jest w stanie przedstawiać jako wykazywanie się dystansem.
Co napisałby Tomasz Lis, gdyby w podobnej sytuacji nagrany został polityk z PiS? Czyż nie oglądalibyśmy oburzonych dziennikarzy i celebrytów rozkręcających hasztagi i pozujących z głupawymi kartkami z napisem wymyślonym na przekór niesfornemu politykowi, na przykład „#ToNaszeMiasto”? Z dużą dozą prawdopodobieństwa stwierdzamy, że tak właśnie by było. Hipokryzja niektórych nie zna jednak granic. Dlatego po prostu dajmy im się, po raz kolejny, wyszaleć.