Choć od tragicznego wypadku w Mielnie (woj. warmińsko-mazurskie) minęło już kilka dni, jego echa wciąż nie milkną. To, co wydarzyło się na jednej z lokalnych dróg, poruszyło nie tylko bliskich ofiar, ale również całą społeczność regionu.
W dramatycznych okolicznościach życie straciła para narzeczonych — Marek Z. (†38 l.) i Marta C. (†32 l.), którzy wracali motocyklem z rodzinnego spotkania. Wszystko wydarzyło się błyskawicznie.
Gdy para jechała motocyklem w stronę Olsztyna, z naprzeciwka nadjechał ford prowadzony przez 31-letnią kobietę. W momencie, gdy skręcała w lewo, zajechała drogę motocyklistom. Nie było czasu na reakcję, nie było szansy na hamowanie. Doszło do czołowego zderzenia. Motocykl rozpadł się na części i zapalił.
Sekundy, które zadecydowały o życiu
— Jechali spokojnie, wracali z rodzinnego spotkania. To byli rozsądni ludzie. Wszystko wydarzyło się w ułamku sekundy — mówi jedna z mieszkanek wsi, z której pochodził Marek. Marek i Marta zginęli na miejscu. Nie mieli najmniejszych szans na przeżycie. W samochodzie osobowym oprócz kierującej znajdowały się cztery osoby, w tym trójka dzieci. Mimo siły zderzenia, pasażerowie nie odnieśli poważnych obrażeń.
Policja ustaliła, że kobieta prowadząca forda była trzeźwa. Zgodnie z procedurami zabezpieczono również próbki krwi do analizy pod kątem obecności substancji odurzających. Śledztwo wciąż trwa. Jeśli okaże się, że kierująca była sprawcą wypadku, może jej grozić do ośmiu lat pozbawienia wolności za spowodowanie wypadku ze skutkiem śmiertelnym.
Plany przerwane przez los
Zmarli byli parą od ponad dwóch lat. Planowali wspólne życie, ślub, marzyli o rodzinie. Ich śmierć poruszyła nawet tych, którzy znali ich jedynie z widzenia. — Byli ze sobą naprawdę szczęśliwi. To była miłość z tych prawdziwych, dojrzałych. Chcieli się pobrać. To niewyobrażalna tragedia — mówi z żalem znajoma rodziny.
Choć Marek i Marta byli sobie bardzo bliscy, zostaną pochowani oddzielnie. Marek spocznie w rodzinnej miejscowości, natomiast urna z prochami Marty zostanie złożona w grobie rodzinnym, obok jej matki.
— Rodziny bardzo chciały ich symbolicznie połączyć, ale ostatecznie zadecydowały o pochówku w dwóch różnych miejscach. To dla wszystkich bardzo bolesne — mówi osoba bliska rodzinie.
Mielno w żałobie
W Mielnie i okolicznych wsiach panuje atmosfera głębokiego smutku. Ludzie gromadzą się, wspominają zmarłych, zapalają znicze w miejscu tragedii. Na przydrożnym krzyżu zawisły już kwiaty i zdjęcia ofiar. Dla wielu ta śmierć stała się nie tylko osobistym dramatem, ale także bolesną przestrogą.